Pusha T – DAYTONA recenzja

Okładka najnowszej płyty Pusha T zatytułowanej DAYTONA.

Pusha T – idealista

W czasach ghostwriterów, przytłaczającej ilości jałowych hooków i wymierającej sztuki pisania, Pusha T wydaje nową płytę w której wyraża swój bunt. DAYTONA nawiązuje tytułem do ulubionego modelu Rolexa rapera. Symbolizuje to komfort czasu, możliwość wydania świetnej płyty bez presji środowiska. Pusha T zakłada uczciwość i rzetelność, to on, a nie wytwórnia decyduje kiedy nowy materiał dotrze do fanów, a jakość jest wartością nadrzędną. Czy te idealistyczne założenia okazały się być prawdziwe?

7 utworów, nie więcej, nie mniej

DAYTONA wyprodukowana jest w całości przez Kanye’go Westa, szefa wytwórni GOOD Records dla której nagrywa Pusha T. To jego pomysłem było wydanie cyklu płyt artystów związanych z labelem, na których znajdzie się tylko siedem utworów. Album Pushy jest potwierdzeniem celności tego konceptu, ograniczenie ilości piosenek sprawiło, że wydaje się on być wyjątkowo spójny. Bity na których rapuje Pusha T są minimalistyczne, ale stylowe, często przewija się loop prostej gitary czy pianina. To outra i przejścia pomiędzy poszczególnymi kawałkami, oferują najwięcej melodii. Często pojawiają się wtedy soulowe sample, jak na przykład w Come Back Baby. Również dobór gości wydaje się być trafiony, w ramach wsparcia pojawiają się Rick Ross i West w roli rapera. Szczególnie featuring tego pierwszego okazuje się być atrakcyjny. Ross w Hard Piano dokładnie opisuje swoje doświadczenia z narkotykowego światka, dodając do utworu nową perspektywę.

Dlaczego beef z Drakiem jest potrzebny dla hip-hopu?

Świetna produkcja nie jest jednak najlepszą częścią albumu. DAYTONA oferuje najlepsze zdolności liryczne Pushy od lat. Raper jest agresywny i pewny siebie, nie boi się atakować fałszywych MC’s, którzy nie piszą swoich tekstów, czy też kłamią o swoich dokonaniach. Pusha T jest znany ze zwrotek o sprzedawaniu kokainy i bogatym życiu za brudne pieniądze, nie idzie na żadne kompromisy z raperami, którzy chwalą się takim stylem życia, wcale go nie znając. Jego flow jest jak zawsze bardzo charakterystyczne, każde słowo jest dokładnie zaakcentowane, aby nie ominęło ucha słuchacza. Pusha T napisał świetne teksty i chce to zaznaczyć.

Najbardziej kontrowersyjnym momentem płyty jest utwór ją zamykający. Infrared jest swoistym manifestem, brakiem zgody na brak autentyczności. Pusha T bierze za cel Drake’a i wytyka mu jego współpracę z ghostwriterem Quentinem Millerem. Z tego też powodu między artystami wywołał się jeden z najlepszych beefów ostatnich lat. Po dwóch dissach, wiadome już jest, że Pusha T nie bierze jeńców, a Drake rywalizacje przegrał. Ważne jest jednak to, że Daytona była zapalnikiem ponownego zwrócenia uwagi na kunszt pisarski i klarowną tożsamość. Wśród mistrzowsko pociachanych bitów Westa, Pusha T pokazał pierwszorzędny warsztat, zostawiając resztę sceny za sobą.

4 i pół/5 gwiazdek

 Pusha T – DAYTONA recenzja

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *